czwartek, 29 marca 2018

Nowości, różności

A więc...
... byłam w Gdańsku, od soboty do poniedziałku, na festiwalu Europejski Poeta Wolności. Mnóstwo spotkań, rozmów. Co godzinę zaplanowano jakieś ważne wydarzenie, głównie rozmowy z nominowanymi autorami, konfrontacje poetyckie, debaty.

                                                              zdjęcie ze strony festiwalu

                 "Każdy utwór istnieje tyle razy, ile jest wykonywany. A wykonawcą jest czytelnik" - mówi                             właśnie Leszek Szaruga.

No i gala finałowa w Teatrze szekspirowskim, która bardzo mi się podobała. Multimedialna prezentacja, w której tekst był tylko jednym z wykorzystanych tworzyw, z muzyką, recytacjami, ruchem, wideoinstalacjami, śpiewem, krzykiem. Napięcie ani na moment nie spadło. Tu trochę zdjęć z trzeciego dnia, czyli z niedzieli.
Spotkałam się też z blogową koleżanką - bardzo się cieszę!

Wróciłam silniejsza i podbudowana psychicznie -  a bardzo już tego potrzebowałam. Odpoczynku, przerwy. Dobrych emocji.

Wczoraj zaś obejrzałam spektakl taneczny moich studentów, którzy przyjechali zagrać go w Teatrze Studio. Piękne, energetyczne przedstawienie. Wklejam plakat (wzięłam z fb)



Oraz finiszuję z następną książką z serii "jeden esej"
Wzruszona jestem, jak zwykle.
Tu na razie okładka:

I nowe projekty wydawnicze się rodzą.
Takie nowości u mnie.

I jeszcze sroki zrobiły gniazdo na jałowcu za oknem. Drzewo jest wąskie i wysokie, ale one je lubią, to nie pierwszy raz. Widziałam, jak mocowały gałązki, to była praca zespołowa. Teraz jedna przebywa w gnieździe.
A w nocy spadł sobie śnieg. Dobrze, że nie jest bardzo zimno.

piątek, 23 marca 2018

kolibry

spuchnięta emalia to stan przejściowy.
należy przejść. udać, że się nie widzi
uwięzionych kolibrów.
dłonie schować w przydługich rękawach swetra
wyciągniętych spod kurtki,
mówić do siebie tak, żeby nie ruszać wargami,
ograniczyć ruchy języka. ostatecznie można pozwolić
na drobne samookaleczenia


środa, 14 marca 2018

Dźwięki

Skoro i tak się budzę i nie mogę zasnąć - słucham. Od 4.45 do 5.30 śpiewa. Wczoraj i przedwczoraj zresztą też. Skomplikowana linia melodyczna i zróżnicowana. Po jakimś czasie wyodrębniam sekwencje; staram się w myślach dopasować głoski ludzkiego języka, żeby to zapisać. Może i by się dało, ale to przecież byłoby tylko odległa analogia, tak jak próba opisania zapachu. Chociaż nie - do przekazania głosu mamy medium: własny głos. Taki inny od ptasiego. A przecież niektóre ptaki potrafią naśladować inne gatunki, ludzki głos albo nawet piłę spalinową, odgłos migawki w aparacie czy alarm samochodowy. To Lirogon tak wabi samicę. Ciekawe, jakie procesy w jego umyśle każą mu przypuszczać, że jej się to spodoba. Musimy wiedzieć, że nie możemy tego wiedzieć.
Potem chwila ciszy i jakaś wrona albo kawka. Gdzieś daleko, na dźwiękowym horyzoncie samochody.

piątek, 9 marca 2018

Nowe

Nowa książka w serii Tangere, olsztyński poeta Wojciech Borkowski i jego List z detencji.
Z ilustracjami świetnej Weroniki Tadaj-Królikiewicz.




W drukarni zaś pierwsza z być-może-nowej-serii tłumaczeniowej: antologia współczesnej poezji bretońskiej. Tłumaczona przez Kazimierza Brakonieckiego, wybrała i wstępem poprzedziła Meredith Le Dez. To na razie zdjęcie okładki:


Poza działaniami we własnym wydawnictwie - praca, praca, praca: redagowanie dla innych wydawnictw i tym podobne.
W Bytomiu fajnie. Mam nadzieję, że studenci też tak myślą. Dla mnie fajnie, bo omawiamy rzeczy najbardziej mi bliskie i poruszające mnie. Źródła teatru - ale w takim ujęciu, że traktowane jako pokrewne i współbieżne źródłom myślenia, źródłom mitu (w sensie myślenia mitycznego) i snu (śnienia).

I taka ogólna sinusoida w samopoczuciu.
Czasem jest jak w tym wierszu:

te małe kawałeczki mnie
się trzęsą i przez to
nie ma linii prostej
naprawdę się staram, bo przecież
mogłabym się przewrócić albo
wpaść na kogoś.
czasami wpadam.

Takie tam. Nie jest źle. Życie jest właśnie teraz.

poniedziałek, 5 marca 2018

W cieplejszy dzień

Taka jestem zmęczona pracą, że nie mam prawie siły mówić ani pisać. Ale dziś zrobiło się cieplej i zrobiłam trochę zdjęć. Poczułam się nieco psychicznie odświeżona, potrzeba mi było wyjść i nie uciekać do domu, trzęsąc się z zimna po spacerze z Lu. A mam coś w rodzaju bezwładności pogodowej - długo nie mogę się przestawić ubraniowo na nową porę roku i w ten sposób ciągle jeszcze w zasadzie jestem jesienna. Butów zimowych nie wyjęłam z szafy, czapki i rękawiczek też nie. A kurtki na większe mrozy po prostu nie mam. No ale może zaraz będzie wiosna.