środa, 31 grudnia 2014

Widzę

Co zależy ode mnie, a co nie?
Kwestia jest dość niestabilna.
Czasem - wiadomo - można przenosić góry, kiedy indziej bezradność czołga nas ciemną doliną.
Tak, większe góry lepiej pozostawić na miejscu.
Na temat ciemnych dolin zdania są podzielone.
Najbardziej podoba mi się rada Leca, by nie marnować energii uzyskanej ze staczania się (w dolinę...).

Udając się dziś wieczorem do Leclerca, w którego przedsionkach spodziewałam się jeszcze otwartego sklepu z psią karmą, poczułam, że zasadniczo warto iść. To, że można iść, jest ważne.

W nocy zaś widzę mój nowy obraz w świetle latarni, z cieniami gałęzi modrzewia, który rośnie za oknem. Cienie nigdy nie są całkiem nieruchome.
Tuż przed zaśnięciem odwracam się często na lewy bok i wtedy obraz zaskakuje mnie, za każdym razem na nowo, choć przecież wiem, że tam jest. Uśmiecham się i pytam: "no i jak?"
Widzę przed sobą słońce, we mnie słońce.

Wszystkim wam życzę słońca.

wtorek, 30 grudnia 2014

Dawno, dawno temu

Czwarta klasa podstawówki, dyskoteka.
Wygłupiamy się.
Tańczę z kolegą Tomkiem.
Nauczycielka śmieje się do nas.
Zamykam oczy i mówię: "miłość jest ślepa", po czym śmieję się z własnego dowcipu.
Kolega Tomek zatrzymuje się, fuka gniewnie i wyrywa dłonie z moich.

Co się stało?
Nie mam jeszcze dziesięciu lat, jestem dzieckiem, to był żart.
Czuję, jak przetacza się przeze mnie czas, jak rodzę się, dorastam, starzeję.
W żyłach gorąco i mróz.

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Nic już nie wiem.

Badania kotki są dobre.
Powtórzone dziś USG i RTG też są dobre.
Kotka czuje się źle.
Ja czuję się źle.
Może nawet swoim poziomem stresu źle wpływam na samopoczucie kotki.
Ale nie umiem poczuć się lepiej na czyjeś życzenie, ani nawet na czyjeś polecenie.
Siła plącze się we mnie ze słabością.
Nie dam rady stać się zupełnie inna.
Czasami chciałabym wyjść.

sobota, 27 grudnia 2014

Bez dystansu

Być może to dlatego, że żyję teraźniejszością.
I z tego powodu nie mam dystansu. Bo owszem, mogę coś zrobić, dać strzykawką jeść, pić, wywar z siemienia, laktulozę, udać się po kroplówkę i sama jej podać - umiem to wszystko.
Ale potem trzeba czekać, czy coś się zmieni, czy jest lepiej, czy nie. Dni świąteczne to zawieszenie wszystkiego (napisało mi się "dno świąteczne to zawiedzenie"...., kurcze). Badania jutro, przyjdzie lekarz, pobierze krew, mimo niedzieli.
Dystans. Powinnam go mieć. Wiem, że można mnie nie rozumieć, to jest kot, a wokół są ludzie, świat jest. Nie dziwię się wcale, sama bym się pewnie nie rozumiała, gdybym stanęła obok.
Ale siedzę, cholera, w środku siebie.
Jestem, kurcze, silna.
Mam ochotę kląć.
To moja wina.

czwartek, 25 grudnia 2014

Zbieram

Przypominanie rzeczy prostych.
Od niepewności i pomieszania uciekanie w dosłowność.
Albo pozasłowność.
Najpierw poręcz przy schodach na piętro w szkole podstawowej, obła pod ręką, a palce: środkowy i kciuk trafiają na wgłębienie po obu stronach. Tyle rąk jej dotykało, że wszystko przylega ściśle.
Potem znowu schody, trzy stopnie, na zewnątrz. Po obu stronach betonowe podesty, na których można było usiąść, oprzeć się plecami o ścianę. Pamiętam szorstki beton pod palcami. Latem, przed południem był gorący, przyciągał dłonie, policzki.
A wreszcie kamienie. Na brukowej drodze. Bardziej płaskie latem, omiatałam piórkiem albo ręką, żeby były gładkie, i badałam fakturę, kształt. Jeden kamień, drugi, osobno, obok. Kiedy padało, były jeszcze gładsze, a w czasie ulewy zbierała się woda i przez wodę czuło się inaczej. Ciepła woda nad kamieniami, stopy w wodzie.
Zbieram, dotykam.

środa, 24 grudnia 2014

Życzenia

Niech Wam się spełnią marzenia.
Cieszcie się bliskością tych, których kochacie.
Niech będzie dobrze.

PS. Weterynarz kazał mi pogadać z kotką o północy...
Dzikulka czuje się dziś średnio - w sumie trudno cokolwiek powiedzieć.

wtorek, 23 grudnia 2014

Nurt

Jakieś dwa kilometry od wsi, moich rodziców jest mała wioska, która nazywa się Pomnik. Przez Pomnik przepływa rzeka Guber. W miejscu, gdzie kiedyś był młyn, zbudowano też tamę - po jednej stronie mostu woda była spiętrzona, głęboka i ciemna, a po drugiej najpierw przelewała się spieniona, potem tworzyła niewielkie rozlewisko, z małą plażą po obu brzegach.
Tam właśnie latem jeździliśmy się kąpać.
Na dobrą sprawę można było iść piechotą. Najpierw mijało się domy wsi, potem po prawej cmentarz, a dalej był las. Drzewa chyliły się ku sobie, niemal tworząc sklepienie; tata mówi, że nie ma drugiego takiego leśnego korytarza. W końcu rozjaśniało się, jeszcze trochę szosą w dół i już słychać było szum spadającej wody i pokrzykiwanie rozbawionych dzieci.
Gdy byłam całkiem mała, czasem jeździliśmy  motocyklem - siedziałam wtedy wciśnięta między tatę i mamę, a za nami biegł nasz pies Huckelbery, nazywany Hakiem. Potem przesiedliśmy się do samochodu syrena 105 pomalowanego na żółto.
Trzeba było zabrać opalacze, koce, ręczniki, czasem dmuchany materac. I poszukać dobrego miejsca, bo te na piasku, blisko wody na ogół były zajęte.
- Aniu, czy woda nie jest za zimna? - mamie wydawało się, że zawsze jest za zimna.
Ale ja wchodziłam, centymetr po centymetrze, bo nigdy nie miałam odwagi zanurzyć się od razu.
Rzeka po tej stronie mostu była płytka z wyjątkiem miejsca pod samym spiętrzeniem.
Na początku bałam się bulgoczących, spienionych grzyw oraz tego, że stracę grunt pod nogami. W końcu jednak odważyłam się dojść po słupkach na betonowy brzeg tamy, gdzie z trudem dało się utrzymać na nogach, a rwąca woda na łydkach wydawała się aż gorąca. Wtedy trzeba było rzucić się do tyłu, na plecy, nie patrząc.

Czułam tylko, że nurt niesie mnie lekko.
Nad otchłanią.

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Kocie ucho

Byliśmy z Kotką z klinice. Zrobiono jej USG i rentgen.
Pan doktor sądzi, że można ją leczyć. Narządy wewnętrzne ma prawidłowe, ale jest stan zapalny - dostała antybiotyk, steryd oraz "bombę witaminowo elektrolitową". Mam jej dawać wywar z siemienia lnianego i karmić nową karmą specjalną na wrażliwy przewód pokarmowy. Może przestanie wymiotować i zacznie dobrze trawić...
Mam dużo nadziei i dużo miłości.
Kiedy trzymałam ją na USG, wtuliła we mnie głowę i mruczała, a ja całowałam ją w ucho.

niedziela, 21 grudnia 2014

Relacja

Wczoraj zaliczyłam pierwszą siłownię po dłuższej przerwie.
Jejku, jakie to było dobre! Najbardziej ćwiczenia na ramiona, na różnych  urządzeniach do różnych partii mięśni; te chyba lubię najbardziej, bo czuję, jak w moich biednych łapkach usztywnionych i spiętych w pracy przy komputerze, zaczyna rozchodzić się ciepło. Tan wysiłek to bardzo fajne uczucie.
Schronienie zapytała mnie onegdaj, czy napiszę relację antropologiczną z siłowni - a tu wyszła mi opowieść fizyczno-fizjologiczna. Ach!
:)

piątek, 19 grudnia 2014

Jest

Jest. Obraz.
Wytęskniony, wymarzony.
Gdy przedwczoraj dowiedziałam się, że już zmierza do mnie, chciało mi się tańczyć z radości.
Dziś, gdy go rozpakowałam - popłakałam się ze wzruszenia.
Jego autorem jest Jarek Puczel, znakomity artysta o niezwykłej wrażliwości.
Nie mam zdjęcia ze ściany, bo jeszcze muszę wbić odpowiedni gwóźdź, aby obraz powiesić, ale bardzo chcę go pokazać, daję więc zdjęcie ze strony Artysty.


Ten obraz zachwycił mnie, gdy go pierwszy raz zobaczyłam, jeszcze w marcu, na zdjęciach z wystawy w Salzburgu. W pewnym sensie poczułam, że jest mój, że to on mnie znalazł.
Będzie wisiał nad tratwą.
Będzie mówił do mnie i dotykał spraw najintymniejszych. Niepokoju i nadziei, bólu i ukojenia. Będzie pytał, co jest we mnie i przede mną. Co mogę zbudować, co zależy ode mnie.
Rozpinam pancerz,
otwieram się,
jestem.

czwartek, 18 grudnia 2014

Co zostanie

Wczoraj, szukając czegoś w blogu, zaczęłam schodzić coraz głębiej i czytać stare posty.
Przy niektórych, cóż... poniosło mnie w dziwne rejony. Nie chodzi o treść jako taką, lecz raczej o pewien podniosły ton, który się do nich wkradł.
No, normalnie umysł romantycznej nastolatki o ambicjach literackich.

Głupio mi, bo nie lubię podniosłości i patetyzmu. Chcę być blisko ziemi i pisać prosto. W dodatku wydawało mi się, że tak pisałam, a tu ot co!
Aniu, Aniu...

Znów pojawiła się pokusa, żeby się odciąć, wyrzucić to gdzieś.
Ale chyba nie da się wyrzucić bez śladu i nie o internet chodzi, lecz o mnie.
Zresztą, co mi wtedy zostanie?

środa, 17 grudnia 2014

Zawzięta

Wypełzłam dziś poza Ursynów, parę rzeczy musiałam ogarnąć.
Niedawno skończył mi się karnet na siłownię podarowany mi przez Starszą Córkę, zresztą w listopadzie nie bardzo mogłam tam chodzić. Teraz zaś postanowiłam zacząć od nowa, podpisałam umowę, zapłaciłam za pierwszy miesiąc. Tam tak jest, że się zawiera umowę, najczęściej na rok. W ramach opłaty jest wstęp otwarty na wszystko, także na basen i różne grupowe szykany typu joga, aquaaerobik i jeszcze dużo innych. A mnie jeszcze zostały trzy zajęcia z trenerem personalnym.

Tak więc postanowiłam się zawziąć.

Tryb pracy mam taki, że muszę się mobilizować, spacery z psem nie wystarczają.

Może się uda...

wtorek, 16 grudnia 2014

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Pociąg czy coś...

Pojechałabym sobie gdzieś.
Weekendowy wyjazd nie wyszedł z przyczyn od nikogo niezależnych.
Najchętniej zobaczyłabym znowu morze. Grudniowe morze, zamglone i szumiące. Zwłaszcza że teatr Dada ma premierę nowego spektaklu, ale...  biletów na grudniowe przedstawienie brak.
Przypomniała mi się wyprawa do Gdańska na poprzednią ich premierę, całkiem szalony wyjazd.
Chyba ostatnio się przepracowałam.
Wsiadłabym więc w jakiś pociąg czy coś.
W ostateczności zaś napiję się wesołego wina od Taty.

niedziela, 14 grudnia 2014

Karmię

Karmię kotkę trzy-cztery razy dziennie.
Mokry pokarm blenduję i podaję strzykawką.
Kota w trakcie powarkuje na mnie czasem, ale wygląda na zadowoloną.
I trawi, a to chyba najważniejsze.
Domaga się jedzenia, ale nie za bardzo chce sama z miski.

Wygląda na zadowoloną z życia, więc chyba nie ma mi za złe.

Podobno...

...był huragan.
Oraz przemarsz wojsk.
Ania M. nie zauważyła jednak żadnej z tych rzeczy.
Ania M. skończyła bowiem ciężką pracę nad dużą książką, a potem odpoczęła.
Myśląc o kolejnych, nad którymi ma pracować,
a najbardziej o tych, którymi planuje zająć się jako wydawca.
Już całkiem niedługo.
Wyobraźnia podsuwała jej zapach drukarskiej farby i delikatną fakturę okładek.
Wiał lekki wiatr, a morskie prądy szeptały pod tratwą.

czwartek, 11 grudnia 2014

Światło zastane

To się nazywa światło zastane - powiedział P., uciskając mój spięty mięsień przy łopatce.
Au. - odparłam.
Sorry, taką mam pracę - dodał.

P. obserwuje i fotografuje ptaki. Ja nie - BMA na to się nie pisze. Z P. często rozmawiamy o zdjęciach.
Że nie używam lampy błyskowej, nawet w nocy. A może zwłaszcza w nocy. Korzystam z zastanego światła.
Na przykład na mokrym asfalcie.

Puk, puk, czy zastałam światło?



środa, 10 grudnia 2014

Flow

Dwie doby pracy z małymi przerwami na sen i co?
Koktajl adrenalinowy z dodatkiem endorfin roznoszę po domu i okolicy.
O czwartej nad ranem pomyślałam, że najchętniej poszłabym potańczyć.
Taki flow.
Grudzień piękny, mgła w nocy owijała wędrowców. Niemalże dało się zabłądzić, wynosząc śmieci o drugiej. Mgła to pretekst przecież - dla duchów. Rano tylko udaje białe niewiniątko.

*

Kota śpi ze mną.
Wtulam czasem policzek w jej bok, całuję w ucho. Bywa, że budzę się, a ona patrzy na mnie.
Kiedyś, niedawno jeszcze, bałam się, kiedy chorowała.
Teraz coś się przełamało. Kocham ją i po prostu jesteśmy razem w naszej pętelce czasu.
Nie wiem, jak będzie, nikt nie wie.
Jakie uczucia przetoczą się przeze mnie. Ale to nic.

*

Niedługo przybędzie do mnie nowy obraz.
Noszę to w sobie jak lampkę.

wtorek, 9 grudnia 2014

Ogłoszenia drobne

Potencjał Ursinovii zawiera się w zmianie. W przemienieniu. W wędrowaniu po Stanach.
Stanach Skupienia
i rozproszenia.
Słowa kruszą się ładnie.
Papier -
ma czas.










poniedziałek, 8 grudnia 2014

czwartek, 4 grudnia 2014

Późna jesień

późną jesienią czas polubić noc
ciemną herbatę z cytryną
rozrastanie czasu
dodatkowe godziny zaplątane między palcami
obracam
jak
zając trickster skrzat

wtorek, 2 grudnia 2014

Zrobiłam to

Kupiłam bilet do Londynu.
I nie zawaham się go użyć :)

To ma być w styczniu, bo chcę się spotkać z Rembrandtem, z późnego okresu jego malowania.
Ale to nie wszystko. Póki co jest w tym trochę tajemnicy. Trochę tęsknot i marzeń. Marzeń, co w kształt chcą się oblec coraz bardziej. A ja mówię im, że jestem gotowa.

niedziela, 30 listopada 2014

środa, 26 listopada 2014

Jesteśmy tu razem

Przychodzi na tratwę, by spać ze mną.
Granice języków, światów, skóry
możemy roztapiać ledwie na chwilę, kiedy obie
dajemy zgodę.
Gdy ona
czyta moją rękę
na grzbiecie,
gdy wypisuje ostrym językiem znaki światła
na moim ramieniu.

niedziela, 23 listopada 2014

Co zobaczę

Gdy jestem zakochana w swoich marzeniach
i latam wtedy łatwiej i wyżej
bo przecież powietrza jest więcej i czuć je pod skrzydłami
to myślę
że mogę schodzić też niżej i niżej

czwartek, 20 listopada 2014

Jestem ekspertką

Rzeczy się zmieniają.
W niektórych jestem coraz lepsza.
Może kiedyś miałam opory i musiałam dopiero przełamać nieśmiałość.
Ale teraz jestem ekspertką.

Mogę zademonstrować: należy zajść daną osobę od tyłu. Szybkim pewnym ruchem ogarnąć lewą ręką jedną parę kończyn - w przypadku mojego męża chodzi o kończyny górne.
Środkowym palcem oraz kciukiem prawej ręki chwytamy wtedy za szczękę tak, by się rozluźniła, a przez uchylone usta wkładamy palec wskazujący, umieszczamy dość głęboko na języku pożądaną substancję, wycofujemy palec. Delikatnie głaszczemy po szyi.

Mąż co prawda przestał współpracować już przy chwytaniu za szczękę,
ale owszem, przyznał, że teraz już wie, jak podać kotu tabletkę, gdy zdarzy mi się wyjechać.


wtorek, 18 listopada 2014

Biegnę

Nie umiem działać z umiarem.
Trzymać pomysły w ukryciu, z godnością szlifować idee,
by w końcu z powagą, w garsonce lub w kostiumie, dyskretnie strzepnąć im pyłek z ramienia.
Nie, nie.
Moje myśli  wypuszczam jak dzikie ptaki.
Nigdy nie przestaniesz być dzieckiem - powiedziała moja kochana K.
To dobrze.

sobota, 15 listopada 2014

Cisza

Najpierw rzucam się na pracę, fascynująca, o widowiskach religijnych w Anglii. Trochę jestem opóźniona, ale niewiele. Boli mnie bark, ramię, ręka.
Potem oglądam odcinek serialu - wieki tego nie robiłam.
Wiem i nie wiem po co. Po złudzenie, po próbę ciepła, próbę...
Prawa noga drętwieje tylko trochę. Podkładam coś pod stopę.
W lepszą wizję mnie wciąż wierzę. Mocniejszą, choć w słabości. Ze wszystkim dam radę.
Kotka wymiotuje. Dam radę.
Idę na USG jamy brzusznej, prędzej czy później czeka mnie operacja, kamienie w pęcherzyku żółciowym nie chcą zniknąć.
Bariera nieprzekraczalna - doktor rozumie, miał operowaną nogę, też nie pozwolił się uśpić, choć go namawiano. Teraz by się zgodził, bo były komplikacje.
Ale u mnie nie ma rady, musi być narkoza.
Albo nic nie zrobię.
Sprzątam kuchnię
Kładę się, dłonie na czole. Zasnąć zawsze można.
Jestem sama.
Może jestem jak lód.

czwartek, 13 listopada 2014

wtorek, 11 listopada 2014

Inne światło

Inne światło, w innych porach;
może być lekko czerwone, ale na pewno jest bardziej gęste.
Tak, gdy próbujesz biec, możesz tylko skakać przez fale powietrza.

poniedziałek, 10 listopada 2014

Trudno powiedzieć

Trudno powiedzieć, czy...

Rozpycham się pod skórą i nie wiem,
czy mnie dużo jest, czy wcale.
Czy zasłaniam sobie sobą,
czy przesłaniam,
czy sama sobie wyściełam, moszczę,
trzy razy się obracam, zanim
zwinę się w kłębek

sobota, 8 listopada 2014

Wczoraj i dziś

Mała rzecz, a pochłaniała mnie ostatnio.
Moja pierwsza produkcja wydawnicza.
Tu jeszcze wczoraj - w pudłach:


A w katalogu - słowo i obraz. Wiersze i zdjęcia prac uczestników UCZTY, czyli Ursynowskiego Czasu z Twórczością Amatorską. Katalog towarzyszący festiwalowi zajmował moją wyobraźnię emocje i czas.
Od dawna pracuję w branży wydawniczej, ale tu po raz pierwszy mogłam napisać: Projekt i produkcja - CONVIVO Anna Matysiak. I tak - ogarnęłam to, a to ogarnęło mnie.

Tu już dziś:


Festiwal - pierwsza edycja - nie ograniczał się do artystów ursynowskich. Przyjechali twórcy z całej Polski, zaproszeni przez główną organizatorkę, panią Janinę Próchniewską.
Kilka osób sama zachęciłam do udziału. Moja Młodsza pokazała gobeliny


Siedemnastoletnią sąsiadkę poprosiłam, by zaprezentowała uszyte przez siebie smoki.




A poza tym - niespodzianka!
Artystka, którą dobrze znacie z blogosfery, zgodziła się pokazać swoje pastele.
Tak, tak - nasza Hana !!!



Na ostatnim - cóż - światło urządziło psikusa i widać w nim oprócz oryginalnych jakości także dodatkowe...

Sama dałam trzy swoje zdjęcia, wywołane specjalnie na te okazję.


Dyrektor Domu Sztuki, Naczelnik Wydziału Kultury Urzędu Dzielnicy oraz Pomysłodawczyni Pani Janina dokonali otwarcia.



I zespół muzyczny wystąpił, całkiem fajnie grając.


Były jeszcze recytacje wierszy, ale...  w domu czekały na mnie zwierzęta, nie mogłam więc zostać.
Udałam się w deszcz.

A poza tym - pracy dużo, sama wiem, sama chciałam.
Zmęczenie, również emocjonalne.
Nieogarnianie domowych szczegółów.
Łapanie snu.

I nasycone kolory
na szczęście
i mech nasycony
widziałam jak oddycha
pełnym deszczem
do samego powietrza.

środa, 29 października 2014

Taki czas, takie teraz

W sobotę i niedzielę zupa. Na patelni podsmażyłam czosnek i cebulę, dorzuciłam dużo dyni. W garnku ugotowałam dwa ziemniaki, połączyłam z dynią, dodałam gałkę muszkatołową, carry i nieco cukru, by lekko przełamać smak. Na talerzu z plamką kwaśnej śmietany.

W poniedziałek zapiekanka z dyni i ziemniaków. Dynia puściła sok i bardziej się to gotowało niż piekło. Mogło więc być lepsze, ale... zostało zjedzone.

Wczoraj placuszki. Dynia starta na tarce o średnich oczkach, mąka, łyżka cukru, gęsta śmietana, jajko. Usmażone, zjedzone ze słodką śmietanką. Mmmmmniam.

Młodsza stwierdziła, ze kategorycznie dziś nie życzy sobie dyni.

Zrobiłam więc zrazy wołowe zawijane. Do tego ryż, a jako jarzynka co?
No cóż.
Kawałki dyni oprószyłam ziołami prowansalskimi, posmarowałam rozgniecionym czosnkiem, utytłałam w oliwie i zapiekłam w otwartej brytfance.
Kto nie chce - niech nie je :)

sobota, 25 października 2014

W środku

Czasem potrzebuję być w środku rozległej przestrzeni. Mieć dużo za sobą i przed sobą, i z każdej strony.
Dotykać ciepłą stopą jesiennej ziemi.
Gdy sny zwijają się w kłębek, żeby spać.
Ogień szepcze: teraz jest teraz, teraz, teraz.


środa, 22 października 2014

Ciało

Utrzymuję chwiejną równowagę.
Dużo, dużo pracy - małe coś dla domu, tak żeby jakoś.
Wiem, że to moja decyzja, nie mogę narzekać, ale czasami jest ciężko.
Jeśli zapadam się w chwilę żalu, to jest to tylko chwila.

Myśli zaś niesfornie brzęczą, dążąc ku entropii, czasem nazwane, czasem nawet nie.
Przed snem przełamują się wymiary, czasy i miejsca płyną na ukos, zmysły zamieniają się miejscami.

Ostatnio śniło mi się wielkie łoże, zasypane piachem, porośnięte trawą.
Zdejmowałam z niego warstwa po warstwie, aż poczułam pod ręką drewno, rodzaj klapy, co przykrywa schowek na pościel. Wiedziałam, że pod nią jest trumna i że wiedziałam to już wcześniej.

Jak można trzymać ciało tak blisko swoich snów?