środa, 22 marca 2017

Twardy rdzeń



Wczoraj wieczorem obejrzałam spektakl dyplomowy studentów szkoły Machulskich. Poszłam, bo gościnnie występowało w nim dwoje moich studentów z Bytomia, byli też odpowiedzialni za choreografię i warstwę muzyczną.
O czym jest ten spektakl?
Można o tym przeczytać na fejsbukowej stronie wydarzenia - o inspiracjach, nawiązaniach, przetworzeniach motywów - od filmów kręconych w obozach w czasie drugiej wojny po postapokaliptyczne wizje sf, a wszystko to z pytaniem o pornografię w kulturze, choć może raczej o pornograficzność kultury, różnica jest ważna,  bo nie tylko o seks chodzi.
A może nawet w ogóle nie o seks.

Najprościej może bedzie powiedzieć,  że spektakl jest o tym, o czym prawie zawsze jest sztuka. O rozpaczliwym, pelnym bólu i niespełnienia poszukiwaniu miłości i może sensu życia, co prawie wychodzi na to samo.
A jednocześnie chciałoby się dodać, że o apokalipsie. O końcu świata.
O apokalipsach. O końcach świata.
To splatające się historie kilku postaci, a właściwie esencjalne epizody z ich życia pokazane w ultraprzybliżeniu. Przybliżenie dzieje się czasami dodatkowo przez duży ekran - widz ma go przed sobą jak w kinie.
Aktorzy tworzą postacie, które są żywe psychologicznie, które zmieniają się w swoich historiach, choć te pokazane są nielinearnie, od punktu "teraz" do przodu i w tył w kolejnych wychyleniach. Tak jak historia Niki, rosyjskiego aktora gejowskiego porno - scena kastingu dosłownie wciska w krzesło. W dobrze zagranej rozmowie z agentem filmowym, przy oszczędnych środkach wyrazu konfrontujemy się z całym domyślnym "przedtem", gdzie mieści się ból, desperacja, samotność,  nadzieja i rozpacz - i jeszcze pewnie wiele emocji, które można mieć, gdy się zdradza siebie samego.
Jednocześnie postacie sztuki zachowują cały czas potencjał symbolizowania, są silnie rozpięte między swoją osobnoscią  i konkretnoscią a uniwersalnością.
Od punktu centralnego wychylamy się w przeszłość, gdzie spotykamy bohaterów we wcześniejszych fazach życia, ale także inne osoby, czasem rodziców, czasem postaci połączone innymi rodzajami zależności. Widzimy tam skomplikowane relacje, zdarzenia o kluczowym znaczeniu, bądź odsłaniające powody traum - albo po prostu niezdolności do kochania. To często łańcuch kolejnych emocjonalnych krzywd i niezaspokojeń. Odgrywanie różnych postaci przez tych samych aktorów podkreśla tego rodzaju zależność, co zresztą jest wprost artykułowane.
Artykulowanie takie jest charakterystyczne dla tego spektaklu, postacie płynnie przechodzą od głosu narratora do własnego i z powrotem. Dlatego wchodzimy do opowieści i wychodzimy z niej, co tworzy pewien rodzaj odbiorczego napięcia.
Intymna opowieść zmienia się niemal w protokół ze śledztwa i oscylujemy od napięcia do ciekawości : czy nas to dotyczy czy nie, nas czy nie nas, nas czy....
Schodzimy w dół czasu, przez Izrael lat sześćdziesiątych, gdzie swój ból przeżywa pisarz Kaleb, pozbawiony z powodu wojennych odmrożen nóg i penisa, oraz zdradzająca go żona. Być może Kaleb finansuje jej kochanków, by móc patrzeć. Patrzeć, a później nienawidzić.
Ale niżej, na dnie, jest wojna i przerażające eksperymenty na jeńcach. Oglądamy na ekranie rekonstrukcje filmów pokazujacych tortury, a obok, w foliowym studiu-baraku, esesmankę w seksualnej ekstazie
Jej "badania" miały wykazać, że ból nie zmienia działania mózgu.
Znajduje to może paradoksalnie potwierdzenie w ostatniej prawie scenie, gdy "jedyny ocalały" po nuklearnej zakładzie Paul "z optymizmem patrzy w przyszłość", gotów sam (!) odbudować rodzaj ludzki.
A więc rzeczywiście ból - dominujący aspekt naszej historii - nic  w nas nie zmieni. Po apokalipsach odradzamy się tacy sami.
Świadomie oddalam się tu od wskazówek interpretacyjnych umieszczonych na stronie, jak zwykle oglądam organicznie, "brzuchem" - tak to nazywam. Ślady popkulturowe i historyczne są i tak czytelne.
Zachwyciłam się muzyką - aranżacjami o specyficznym klimacie, podobnym jak wcześniej w Carson City.
Nie napisałam o Carson City?
Koniecznie muszę to nadrobić :)

9 komentarzy:

  1. Jak Ty pieknie I madrze potrafisz pisac. Musi Ci byc ciezko w naszej pszenno buraczanej przestrzeni, gdzie spora czesc wspoltowarzyszy zycia mowi: poszlem I bende :-(

    OdpowiedzUsuń
  2. Podziwiam Twoją umiejętność nazywania przeżyć, stanów emocjonalnych, własnych interpretacji. Najbardziej podoba mi się stwierdzenie, że po apokalipsach odradzamy się tacy sami. Niestety to prawda, zachowujemy wszystkie wady.

    OdpowiedzUsuń
  3. podobaja mi się takie spektakle.
    choć o (szkole)Machulskich zdanie mam raczej mało optymistyczne...miałam z Nią zajęcia na uczelni, tragiczne...może dobre dla licealistów ale nie na AT.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ze szkołą Machulskich to był mój pierwszy bliższy kontakt, więc do tej pory wiedziałam tylko, że jest...:)
      Ten dyplomowy spektakl robił z nimi Wojtek Faruga; wcześniej przygotował Carson City w Bytomiu, a Twardy rdzeń ma być niejako kontynuacją tamtego spektaklu. Carson City oglądałam dwa razy i bardzo chętnie zobaczyłabym jeszcze.
      Na roku dyplomowym u Machulskich są tylko cztery osoby (wszystkie zresztą wyraziste i ekspresyjne, dobrze się ich ogląda). A gościnnie występujący studenci z Bytomia to Dorota Furmaniuk (za rolę w Carson City dostała nagrodę, świetna dziewczyna) i Mateusz Flis, którego aranżacje muzyczne bardzo lubię. Wspaniali, kreatywni młodzi ludzie.

      Usuń
    2. no toś mnie nastawiła pozytywnie ))))

      Usuń
  4. Pięknie piszesz
    i wyobraźnia pracuje :)

    OdpowiedzUsuń