poniedziałek, 27 lutego 2017

Klisza

W pierwszych słowach mojego poniedziałku chciałam wam przedstawić kliszę. Leżała przy śmietniku przy gałązkach świerku, pocięta na kawałki. Wyglądała jak dziwna ozdoba choinkowa i chciałabym ją zapytać, czy coś na niej zapisano. Nie podniosłam jej, by spojrzeć pod słońce i nie znam calej jej historii. Ale włączyłam ją w obieg informacji. Zapisałam ją. Dochodziła piętnasta, był luty.




sobota, 25 lutego 2017

Spokój

Dziś zamknięta poczta w pobliżu, więc wybrałam się do tej oddalonej o kilometr i nie odmówiłam sobie przeprawy przez psią górkę. To niby trochę na skróty, ale znacznie pod górę, a potem za to w dół. W śniegu o konsystencji nieupieczonej jeszcze bezy, w śniegu odbijającym ostre słońce. I w wietrze, na który miałam ciepłą czapkę, choć pod kurtką zaledwie bluzkę z krótkim rękawem.
Rozbawiony młody rudy pies podbiegł do mnie, trącał nosem, podskakiwał.
Na poczcie spora kolejka, ale za to spotkałam dawno niewidzianą znajomą, więc ucieszyłyśmy się z czasu na pogadanie.
Wracałam znowu przez górkę; tym razem, schodząc, zatrzymałam się nad rozlewiskiem utworzonym wokół dużego drzewa. Podeszłam nad samą wodę - zatrzeszczała skorupa ze śniegu i burej trawy.
Wiosna dopiero idzie, ale bałwany jakoś zapadły się w sobie.
W powietrzu spokój.












piątek, 24 lutego 2017

Od patrzenia

Tym razem zagadał do mnie słupek podtrzymujący wiatę przystankową w Bytomiu.
Przystanek to etap drogi.
Najpierw, spakowana, schodzę cztery piętra, potem idę przez dziedziniec i bramę, obserwowaną przez kilka małych kamer. Obraz widzi Pan Portier. Pani Aneczko - mówi, i ujmuje moją dłoń w swoje obie. - Dobrej podróży i do zobaczenia.
Jeszcze ulica Piekarska, galeria handlowa, i prosto. Ostatnio niosę tylko torbę podręczną i szmaciany worek zarzucony na ramię i czuję się wędrowcem.
Prosta ulica Dworcowa, deptak właściwie. Odnowione kamienice, sklepy, bary. W połowie małe skrzyżowanie z linią tramwajową - w sklepie na rogu już dwa razy kupiłam buty. Dość impulsywnie, po drodze właśnie, dwie minuty wcześniej nie wiedząc jeszcze, że tam wejdę.
Ulica, zobligowana nazwą, wychodzi na dworzec, budynek z zegarem, który nie chodzi, lecz skacze, jakby zapomniał, zapatrzył się, zamyślił, a potem nadrabiał nerwowo te zgubione cztery lub pięć minut.
Pod wiatą na ogół grupka ludzi. Czy ten do Tarnowskich Gór? - pyta nietrzeźwy człowiek. - Pani kochana jesteś - dodaje potem - że jedna się odezwałaś.
Pomalowany na niebiesko słupek pokazuje pęknięcia. I jeszcze coś. To łza, której nie widać. Tylko gdy nastawiam ostrość. Odsuwam telefon - nie ma. Przysuwam - jest.
To pewnie ślad od patrzenia.





środa, 22 lutego 2017

przejścia

Przy wejściu do metra człowiek w czapce uszance gra na akordeonie Vivaldiego. Minęłam go już, ale wracam. Obok niego na rozłożonym płaszczu płyty CD, zapewne z nim samym w roli głównej.
Chwilę później przy okienku do kasy. Mała romska dziewczynka prosi o pieniądze. Zaraz - mówię. Zaraz - cieszy się. - Ale już muszę iść - dodaje śmiejąc się. Z monetą w ręce odbiega w podskokach.
Utajone piękno, przyczajona radość.
Wsiadam do pociągu.
A zdjęcia z wczoraj - a na nich przejście.





wtorek, 21 lutego 2017

Było pięknie

Wieczór autorski był bardzo piękny, przyszło dużo ludzi, dobre emocje, rozmowy.
Jak zwykle po takich wzruszeniach nie umiem dużo napisać.
Tylko wszystkim chcę powiedzieć - dziękuję!

niedziela, 19 lutego 2017

Wzruszona

Niedziela.
Jutro ważny dzień - z wieczorem autorskim Jerzego Kronholda. Poeta widział już tomik i bardzo mu się podoba. Jestem tym bardzo wzruszona, bo to jednak zawsze jest niezwykły moment, kiedy zobaczy się i dotknie książki, którą wcześniej widziało się jako pdf na ekranie komputera. Ma się różne wyobrażenia, z którymi później konfrontuje się na żywo.
Ale jest dobrze. Autor zadzwonił, gdy kończyłam zajęcia ze studentami - nie mogłam odebrać, i już się nie mogłam doczekać, żeby oddzwonić. Uff, odebrał przesyłkę z poczty i jest dobrze. Nawet bardzo! W takich chwilach myślę, że bardzo warto. Bo że w ogóle warto, to wiem.
Lubię, jak ludzie się cieszą.
Chciałabym, żeby przyjaciele i znajomi cieszyli się ze mną - że wydałam nową piękną książkę.

Trochę się stresuję.
No i jeszcze nie wiem, w co się ubiorę ;)

sobota, 18 lutego 2017

Śpiewają

Studzienki śpiewają. I rynny. Każda po swojemu, o tym, że nadszedł czas, znowu nadszedł. Śpiewają spokojnie, każdego roku, z każdą odwilżą, jakby wiedziały, że zawsze wszystko płynie. Drobne presokratejskie azyle. Jedna szczególnie, ta koło starych jabłoni, ściąga do siebie wszystkie strumienie i może dlatego ma kratę obrośniętą grubo mchem. A rynna przy transformatorze wykapała sobie dołek i gromadzi w nim wodę i to, co spada z deszczem. Dlatego słychać ją z daleka.
I jeszcze parę drobiazgów...
















piątek, 17 lutego 2017

płynność

Takie dziś mokrości lutowe i roztapiania, i namakania, i podwodny lód rozmakajacy, ciągle jeszcze śliski. Można by jak na ślizgawce rozpędzić się i pojechać na butach, z tą jednak różnicą, że wzbudzałoby się fale symetryczne, jak ślizgacz na tafli jeziora.  Można też patrzeć na nasiona lipy z ich zadziornym łepkiem i coraz bardziej przezroczystym skrzydełkiem-żagielkiem.
Można kucać przy krawężniku, potem tylko wytrzeć o spodnie telefon, który zdążył się pokryć wzorkiem deszczowych kropelek podczas robienia zdjęć .










środa, 15 lutego 2017

Niespodzianka!

jakiś czas temu wzięłam udział w konkursie na imię dla pajęczycy w blogu Olgi Jawor "Pod tym samym niebem". A wczoraj dostałam wiadomość, że podąża ku mnie pocztą paczka z konfiturami.
Niespodzianka jest zaś z dziś - kurier z poczty przybył po ósmej rano, jakby wiedział, że potem to będę w pociągu do Bytomia!
Ślicznie zapakowane i zabezpieczone pachnącym siankiem.
Ach!
Dziękuję, Olgo!




wtorek, 14 lutego 2017

Jest

Zrobiłam takie zaproszenie:


Sama, samiutka :)
Więc jakby ktoś chciał przyjść to bardzo zapraszam.

A dziś przywiozłam z drukarni książki. Tom wierszy, kolejny w serii Tangere. Wybitnego poety, jednego z założycieli Nowej Fali. Niezwykłe, piękne teksty. Ilustrowane grafikami Jacka Waltosia.
Oczywiście do kupienia. Można u mnie, a wkrótce też w księgarniach.


poniedziałek, 13 lutego 2017

Już

Wczoraj rano widziałam stado dzwońców - pierwszy raz w życiu. Przelatywały z drzewa na drzewo na moim osiedlu. Niespodzianka.

A tak w ogóle, to się dziś na siebie wkurzyłam.
Nie znoszę swoich wewnętrznych dygotów. I tu nie wiem, czy nadal są dodatkowym skutkiem alergii, ubocznym działaniem leków, a może - przyczyną wszystkiego.
I zjadłam całą resztę tortu z wczoraj. Przy pierwszej łyżeczce drugiego kawałka już mi się nie chciało, ale przecież musiałam... to sobie zrobić.
I to poczucie, że jestem nikim, pyłkiem, paproszkiem. Co czasem ma farta, ale zasadniczo....
I sama, sama to sobie robię.
Tak sama siebie traktuję, więc cóż.
Prywatna piąta kolumna.
Coś z tym, muszę zrobić. Już. Zaraz.


niedziela, 12 lutego 2017

Podwójnie i okrągło

Mój blog skończył dziś 5 lat.
Ponad 1900 postów, a z tymi w blogach pobocznych dużo ponad 2 tysiące.
Taka okrągła rocznica, a moja osobista - jeszcze okrąglejsza.

Kiedyś wątpiłam w ten moment, a to z powodu braku linii życia na moich dłoniach (może jest tak dlatego, że mam brać życie Całymi Garściami?).
Potem myślałam, że 50 lat to strasznie dużo, że już tyle życia za mną.
Ale teraz wiem, że ono się dopiero zaczyna. Niezależnie od tego, ile go jeszcze będzie, ono się zaczyna - każdego dnia, który jest przede mną.
I życzę sobie w te urodziny, żebym zawsze to czuła.