niedziela, 7 października 2012

Zapach


Zapach białego prania przypomina mi najwcześniejsze dzieciństwo.

Mama sadzała mnie na stole lub kuchennym blacie; z tej wysokości patrzyłam, jak w kotle na piecu gotowały się prześcieradła i ręczniki.

Opary detergentów niczym Proustowska magdalenka – powiedziałabym, nie uciekając od banalności, 

bo po co uciekać,

skoro ciągle chodzę wąchać pranie.

7 komentarzy:

  1. ja jeszcze tą metodę stosowałam na pieluchy pierworodnej...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pieluchy Starszej gotowałam, choć raczej nie w kotle, Młodszej natomiast wygotowałam tylko raz, jeszcze zanim się urodziła, a potem normalnie prałam. A wiesz, jak wyglądają wygotowane grzechotki?

      Usuń
    2. wiem... ;) pluszaki, i inne akcesoria, bo przy pierwszej wsio gotowałam.
      A ja miałam prawdziwy kocioł, bo mi się wydawało, że pralka tak nie wygotuje...wiesz..wiele godzin
      Teraz myślę, ze chyba rozum też wtedy wygotowałam.

      Usuń
  2. Aniu,
    bardzo lubię Ciebie czytać. Dla mnie pranie to jednak magdalenka - nie ma już takich przepysznych prań, z buchającą parą, z wynoszeniem gorących podszewek na sznurek i próbowaniem zapanowania nad obłapianiem łokci przez mokre prześcieradła. Pralka na milion obrotów, strzepnąć, powiesić. Pranie nie jest tym praniem. Czasem jeszcze w wakacje robimy pranie we Frani - magdalenka.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi.
      Napisałam chyba trochę niejednoznacznie - dla mnie to też magdalenka:)
      "Bo po co" - miało znaczyć, po co uciekać od banalności, jaką jest proustowska magdalenka:)

      Usuń